Wracając do okresu mojego dzieciństa nie sposób zapomnieć mi epizodu , w którym brał udział jeden z moich sąsiadów oraz jego samochód Citroen GS. Jako , że nie był to pierwszy pojazd tej francuskiej marki w Jego życiu ( a także nie ostatni ) otrzymał od naszej "podwórkowej ferajny" przezwisko "Fransua". W początkowej fazie mojej znajomości z tym człowiekiem , kiedy wydawało mi się jeszcze , że jest normalny , spędzałem z Nim trochę czasu. Powodem tej "przelotnej znajomości" była moja pasja do samochodów , a sąsiad całe dnie spędzał na naprawach swojego wiecznie psującego się Citroena. W pamięci pozostał mi widok ciągle wyciąganego silnika typu boxer , chłodzonego powietrzem i reperacji wykonywanych na podwórku przed blokiem. Nie ważne czy była to niedziela , czy były to Święta. W zasadzie to kto w dzisiejszych czasach nie boi się chociażby umyć samochodu w innym miejscu jak na myjni , a wtedy takie rzeczy się działy na oczach wszystkich mieszkańców. Słuchałem różnych historii na temat tego Citroena , o bębenkowym szybkościomierzu oraz o wskażniku , który na podstawie prędkości potrafił wskazać przybliżoną drogę hamowania pojazdu. Niestety także większość historii okazała się tylko "bujdą na resorach". Znajomość i życie w zgodzie z Fransua trwały do momentu , gdy zauważyłem , że reszta moich kolegów zarówno tych młodszych jak i starszych nie dogaduje się z Nim , a wręcz przeciwnie - prowadzi podwórkową wojnę. Bywały takie momenty , w których gonił mojego starszego brata z młotkiem w ręku. Donosił na Policję na innych sąsiadów samemu nie będąć w porządku i łamiąc podstawowe zasady współżycia z ludzmi. W końcu dowiedziałem się , że zwolniono Go z pracy za to , że groził wysadzeniem swojego zakładu , a pracował w gazowni. Było o tym głośno. W późniejszym czasie dłubał jeszcze przy innym swoim samochodzie - Citroenie GSA , a następnie ucichł już przy Saxo - był chyba bezawaryny.